19.01.2019
Wiecie jakie to uczucie, gdy po wyjeździe z domu o czymś sobie przypominacie?
Na przykład o tym, że kocioł będzie przez najbliższe 4 dni pracował na wysokich temperaturach – czyli spali sporo gazu – czyli odzyska sporo ciepła ze spalin – czyli powstanie sporo kondensatu.
I ok – przecież jest odprowadzenie z kotła do kanalizacji :) Tylko, że rura kanalizacyjna jest zaślepiona i zakopana..
No i siedzisz sobie gdzieś w okolicach Maxdorfu i rozmyślasz – przeleje się, czy nie przeleje?
Dlatego pierwszego dnia po powrocie łopata i kilofek do łapy i kujemy zmarzniętą ziemię.
Udało się! Teraz tylko podważyć
I po chwili:
Oj, oj... Poziom wody spory i coś nie wsiąka ;D
Zatem poszerzamy „koryto”
Kurde, nadal poziom nie spada... Ile się tego nazbierało w rurze?
Wykop ma już 2 m długości
A oto rozlewisko rzeki Kondens:
Poziom trochę zszedł, zatem do domu – udało się uniknąć pierwszego zalania domu.
Aaaa, tabelka:
Zużycie gazu wzrasta o około 4-4,5m3 na każde zwiększenie nastawy o 5 stopni. Od 16 stycznia wietrzymy dom, więc mieliśmy wahnięcie temperatury w domu. Nie rozumiem dlaczego pomimo zmiany nastawy na kotle, termometry analogowe na rozdzielaczach nie wskazują tej samej (co kocioł) temperatury... Czyżby nastawa kotła to jedno, a to co jest w stanie osiagnąć, to inna bajka?